Spieszę z odpowiedzią na kochany list Ojca. Pragnę powiedzieć Ojcu — i to na samym wstępie — że Bóg nie omieszka jak najhojniej zatroszczyć się o Ojca w tych czasach niedostatku i trudności, jeśli Ojciec zatroszczy się o Niego w osobie ubogich.
Ojcze najdroższy! Gdyby doświadczenie tego nie potwierdzało, można by to uważać za paradoks, a nawet wręcz za kuszenie Pana Boga. Jak to? Oddać wszystko co się ma ubogim, a potem prosić Boga o cud, żeby człowiekowi niczego nie zabrakło? To przecież gorzej niż nieroztropność — to szaleństwo! Tak mógłby rozumieć źle uświadomiony chrześcijanin. I myliłby się ogromnie! Proszę posłuchać co Bóg mówi przez swego proroka. Tłumacze dosłownie z Pisma św.:
Błogosławiony, kto rozumie położenie ubogich i potrzebujących. Pan wybawi go w złej godzinie. Pan ochroni go i da mu życie i (proszę to zapamiętać!) pobłogosławi go na tej ziemi i wybawi go od woli wrogów. Pan wspomoże go na łożu boleści. Oto lekarstwo, które wyzwala od zła, uszczęśliwia człowieka na ziemi i zabezpiecza go przed nieprzyjaciółmi, i pociesza go na łożu śmierci.
Proszę być hojnym dla ubogich, nie poprzestawać na obdarzaniu ich bojaźliwym wyrazem współczucia i małą kromką chleba. Więcej niż z całego serca zasyłam najlepsze życzenia szczęśliwych świąt. Niech Jezus, Maryja i Józef darzą Ojca radością w czasie i wieczności. Nie trzeba wyczekiwać tak niecierpliwie wieści ode mnie, bo gdyby coś się wydarzyło, to Ojciec zostanie natychmiast powiadomiony. Nigdy nie przestanę dziękować miłościwym rękom Matki Najświętszej, które mnie wyrwały ze świata.
(Listy, XXX [fragm.], św. Gabriel Possenti)
(2 głosów, średnio: 1,00 na 1)
Ojcze najdroższy, proszę być hojnym dla służby a zwłaszcza miłosiernym dla ubogich. Proszę się niczego nie obawiać, Ojcze drogi, bo dawanie jałmużny nikogo jeszcze nie naraziło na niedostatek. Przeciwnie, błogosławieństwo ubogich sprowadzi błogosławieństwo niebios na Ojca i całą Rodzinę. Przecież Pan Jezus sam powiedział: cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili!
(Polub jako pierwszy)
Pewnego zimowego dnia, gdy bł. Anna Maria Taigi – w towarzystwie ks. Natali – przechodziła obok jednego z rzymskich kościołów, zauważyła na ulicy młodego, prawie już nagiego mężczyznę, z wychudzoną twarzą i zapadniętymi oczami. Płakał z zimna i głodu. Pokryty nieczystościami, wyglądał jak cień człowieka. Przechodnie omijali go wielkim łukiem, niczym kogoś dotkniętego zarazą. Anna podbiegła do niego, wzięła go za rękę i zaprowadziła do swojego domu; ogrzała, umyła i dała czyste ubranie; nakarmiła. Po tym, jak przywróciła go do normalnego stanu, obdarowała jałmużną i pożegnała pośród tysięcznych oznak szacunku, tak że, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie słowa, młodzieniec odszedł z płaczem.