Błagam waszą miłość bądźmy wszyscy obłąkanymi z miłości do Tego, którego z [miłości] do nas takim nazywali. Skoro wasza miłość mówi, że mnie kocha, pragnę, abyś okazał mi to przysposabiając się do tego, aby Bóg uczynił ci ten dar, gdyż widzę bardzo niewielu tych, u których nie widziałabym nadmiaru [zdrowego] rozsądku w tym, do czego są zobowiązani. (…)
Chciałabym, abyśmy my pięcioro, którzy obecnie miłujemy się w Chrystusie tak się umówili – skoro inni w naszych czasach zbierają się w tajemnicy dla [występowania] przeciwko Jego Majestatowi i knucia nikczemności oraz herezji – że będziemy się starali zbierać się od czasu do czasu, aby nawzajem wyprowadzać się z błędu i mówić sobie, w czym możemy się poprawić i bardziej zadowolić Boga. Albowiem nie ma nikogo, kto by tak dobrze znał samego siebie, jak znają ci, którzy nas obserwują, jeśli robią to z miłością i troską o przyniesienie nam pożytku.
Mówię „w tajemnicy”, ponieważ nie używa się już tego języka. Nawet kaznodzieje tak układają swoje kazania, aby nie wzbudzać niezadowolenia. Mają [z pewnością] dobrą intencję i [ich] dzieło też będzie takie, ale w ten sposób niewielu się poprawi! Ale dlaczego – [pytam] – tak nieliczni są ci, którzy pod wpływem kazań porzucają swoje powszechnie znane wady? A wiesz, co ja o tym sądzę? [Dzieje się tak] dlatego, że ci, którzy głoszą kazania zachowują wiele przezorności. Nie [rezygnują] z niej na rzecz wielkiego ognia miłości Boga, tak jak Apostołowie, i dlatego ten płomień tak słabo rozgrzewa. Nie mówię, że musi on być taki [sam], jaki oni mieli, ale chciałabym, aby był większy niż ten, który widzę. A wiesz, wasza miłość, na co trzeba kłaść nacisk? Na to, aby mieli już niechęć do tego życia i w małym poważaniu dobrą opinię innych na swój temat, tak aby nie miało dla nich większego znaczenia, czy stracą ją całkowicie, czy też zyskają w zamian za głoszenie jakieś prawdy i obronę jej dla chwały Boga. Ponieważ ten, kto prawdziwie zaryzykował wszystko dla Boga, jednakowo znosi jedno i drugie. Nie mówię, że ja [już] jestem taka, ale chciałabym taką być.
Och, wielka wolności, [którą jest] uznanie za niewolę [tej konieczności] życia i przestawania [z innymi] zgodnie z prawami tego świata! Albowiem, gdy uzyska się ją od Pana, nie ma takiego niewolnika, który nie zaryzykowałby wszystkiego, aby wykupić siebie i powrócić do swojego kraju. A ponieważ to jest prawdziwa droga, nie ma co zatrzymywać się na niej, albowiem tak długo nie skończymy zdobywania tak wielkiego skarbu, aż nie zakończy się to nasze życie. Niechaj Pan okaże nam w tym swoje wsparcie.
(Księga mojego życia 16,6-8, św. Teresa od Jezusa)
(Polub jako pierwszy) 
(4 głosów, średnio: 1,00 na 1)
Miałam taki sposób modlitwy: ponieważ nie mogłam rozważać rozumem, starałam się uobecnić Chrystusa wewnątrz mnie obecnego i łatwiej było mi się odnaleźć – moim zdaniem – w tych miejscach, gdzie widziałam Go bardziej osamotnionego. Wydawało mi się, że będąc tam osamotniony i strapiony, jako osoba potrzebująca pomocy, łatwiej dopuści mnie do siebie. Takich prostodusznych myśli miałam wiele.
13-to letnia Edyta traci dziecięcą wiarę i zaczyna określać się mianem ateistki. Pochodzi z rodziny o żydowskich korzeniach. Dla jej praktykującej mozaizm matki decyzja nastolatki jest niezwykle trudna do przyjęcia. Edyta jest jednak uparta i bezkompromisowa. Nie znajduje tego czego szuka w wierze przodków, a jej szczerość i prostolinijność wyklucza udawanie pobożności.
Lektura dzieła św. Teresy od Jezusa nie tylko doprowadziła do ostatecznego nawrócenia Edyty, ale także przesądziła o dalszej jej drodze. W 1933 r. Edyta Stein wstąpi bowiem do Karmelu w Kolonii, przyjmując imię św. Teresy Benedykty od Krzyża. Trudno wyobrazić sobie tę późniejszą świętą bez św. Teresy od Jezusa, św. Ignacego Loyoli czy św. Jana od Krzyża, któremu Edyta poświęciła swoje ostatnie, niedokończone dzieło – „Wiedzę Krzyża”.