Na kształtowanie duchowości o. Maksymiliana wielki wpływ mieli jego ulubieni święci. W celi na klęczniku, już w czasach seminaryjnych, miał stale obrazek jakiegoś świętego, któremu objawiała się Niepokalana. Usiłował wykryć tajemnicę ich serc, która związała ich z Matką Bożą. Szczególną cześć miał do św. Gemmy Galgani, św. Teresy od Dzieciątka Jezus i św. Józefa Cottolengo, zanim jeszcze zostali wyniesieni na ołtarze. Żywotu Gemmy pt. „Głębie duszy” nie wypuszczał wprost z rąk. Ta święta nauczyła go, że najkrótszą drogą do nieba jest posłuszeństwo woli Bożej i że Bogu trzeba dać miłość bez granic. Z „małą świętą” miał o. Kolbe „konszachty” jeszcze jako młody kapłan. Obiecał brać w każdej Mszy św. „memento” o jej wyniesienie na ołtarze, prosząc w zamian, by starała się o jego dzieło misyjne. Porywał go jej maksymalizm apostolski i jej droga dziecięctwa duchowego, którą odtworzył w nieco innym wydaniu – całkowitego oddania się Niepokalanej.
Od św. Józefa Cottolengo uczył się, jak wspaniałe można tworzyć dzieła charytatywne czy apostolskie, nie posiadając żadnych funduszów, a tylko opierając się na Opatrzności Bożej. Jego też uczynił skarbnikiem swego dzieła. Oczywiście, zawsze był drogi o. Maksymilianowi św. Franciszek z Asyżu, którego był duchowym synem. W r 1933 pisał do kolegów swego zakonu: „W wielu byłem krajach, wiele widziałem, z różnymi ludźmi rozmawiałem, lecz wierzcie mi, że nie ma stosowniejszego środka do zaradzenia złu naszych czasów nad nasz Zakon Seraficki, jeśli odważnie, ochoczo, szybko i wytrwale będzie rozwijał ducha św. O. Franciszka. (…)”.
Od wspomnianych świętych i innych uczył się nade wszystko miłości Niepokalanej. Miłość ta stała się jego cechą charakterystyczną. Można powiedzieć, że „jego ascetyką i mistyką było entuzjastyczne nabożeństwo do Niepokalanej” (kard. Piazza). Oddawszy się Jej w dzieciństwie, a jeszcze bezgraniczniej przy założeniu M.I., ten akt przemienił w trwały stan życia, który wciąż intensyfikował, coraz lepiej poznając i kochając Maryję, coraz doskonalej pełniąc Jej wolę.
(Ojciec Maksymilian Kolbe, [fragm.], o. Jerzy Domański)
(Polub jako pierwszy)
Jednego wieczoru kiedy trwałam na modlitwie [Jezus] przyszedł by przynieść pokój mojej duszy. Poczułam się całkowicie skupioną i znalazłam się po raz drugi przed Jezusem Ukrzyżowanym. Powiedział mi: „Spójrz córko, i ucz się jak kochać”, po czym pokazał mi pięć swoich otwartych ran. „Czy widzisz ten krzyż, te ciernie, te gwoździe, te sińce, łzy, rany, tę krew? Wszystkie one są dziełami miłości i to nieskończonej miłości. Czy widzisz jak bardzo Cię umiłowałem? Czy na prawdę chcesz mnie kochać? Najpierw więc naucz się cierpieć. To przez cierpienie uczy się kochać”.
Każda moja tajemnica jest przed Tobą odkryta, o Jezu… Czy jesteś pewien, że kocham Cię bardziej niż niebo i ziemię? Rzeczywiście, wszystkie ziemskie rzeczy warte miłości istnieją tylko po to aby uwielbić Twoje Serce… Kocham Cię, o Jezu! Pozwól mi kochać Cię jeszcze bardziej, tak aby moje myśli kierowały się ku Tobie – przez cały dzień i całą noc, nawet kiedy śpię… Chciałabym żeby mój duch zawsze z Tobą rozmawiał, żeby moja dusza prowadziła zawsze dialog z Tobą. Pragnę, żeby moje serce zawsze było oświecane Twoim świętym światłem; żebyś był moją miłością, moim przewodnikiem…