Trzeba być zawsze ostrożnym w ocenie życia ludzkiego. Nigdy nie trzeba się spieszyć z sądami o człowieku. Tylko jeden Bóg wie wszystko o człowieku i nikt Bogu nie musi o nim mówić. On najlepiej wie, co jest w sercu każdego. Dlatego ocena ludzkiego życia jest tak trudna i dlatego mówić o człowieku i pisać o nim jest zawsze rzeczą ryzykowną. Cokolwiek bowiem napisalibyśmy o człowieku żywym, to nawet najszlachetniejsze zdanie będzie miedzą brząkającą i martwą literą. Jest pewnego rodzaju zuchwalstwem formowanie sądów o człowieku, choćby już jego życie w naszym polu widzenia się zakończyło.
Dla poznania człowieka, wartości jego życia i wkładu w życie, potrzeba dalekiej perspektywy czasu. Czas odsłania człowieka, ujawnia jego myśli, sens jego istnienia i życia. Czas jest najlepszym interpretatorem wszystkich poczynań. Wiele myśli i działań człowieka, który odszedł, było dla nas niezrozumiałymi wtedy, gdy żył. Dopiero wtedy, gdy nie ma go wśród nas ciałem, gdy odszedł do Boga, wyzwala się nasza świadomość o nim. Ale jeszcze nie pora o nim wszystko powiedzieć.
Zmieniają się czasy, warunki ludzkiego bytowania i niejedna myśl, niejedno dzieło, niezrozumiałe na początku, staje się zrozumiałe dopiero znacznie później. Zdarza się tak często w życiu świętych, którzy zazwyczaj umierają niezrozumiani. Można by powtórzyć za świętym Pawłem, że są dziwowiskiem dla świata, dla aniołów i ludzi (1 Kor 4,9), jakby nierozumni, głupi. Gdy studiujemy hagiografię, zastanawia nas to, że niemal każdy ogłoszony później świętym, był niezrozumiany przez współczesnych i uważany za człowieka niejasnego w swoim życiu i poczynaniach.
Może jest to opatrznościowa wola Boga, aby człowieka, który już jest własnością Ojca Niebieskiego, oczyścić od przelotnych sądów ludzkich. Bóg zastrzega sobie pełną ocenę życia zakończonego i dlatego ludzie nie zawsze odsłaniają i rozumieją tajemnicę tego, który odszedł. W życiu świętych to zwykła rzecz.
(Kazanie w 20 rocznicę śmierci ks. Władysława Korniłowicza, 26.09.1966 [fragm.], ks. kard. Stefan Wyszyński)
(Polub jako pierwszy)
Jest oczywistym, że bunt ludzkiej woli względem woli Bożej stanowi grzech i w miarę trwania tego buntu, wina człowieka utrzymuje się. Tak więc wina tych którzy są w piekle, po tym jak opuścili to życie z wolą trwającą w uporze, nie jest odpuszczana, ani nie może być, gdyż już dłużej nie mają możliwości zmiany. Gdy to życie kończy się dusza pozostaje na zawsze utwierdzona w dobru lub złu odpowiednio do tego, jak ona sama się określiła. Jest napisane: Gdzie cię znajdę, to jest, w godzinie śmierci, z wolą bądź ustaloną w grzechu bądź żałującą go, tam Cię osądzę (por. Mt 24, 37-42). Od tego sądu nie ma odwołania, gdyż po śmierci wolność woli nigdy nie może powrócić, ale wola zostaje utwierdzona w tym stanie w którym znajdowała się w chwili śmierci.
(2 głosów, średnio: 1,00 na 1)
Kiedy dziś wieczorem będziecie się kładli spać, wyobraźcie sobie, że leżycie w trumnie, z rękami złożonymi na krzyż, z oczyma zamkniętymi na wieki, przykryci śmiertelnym całunem. A potem powiedzcie sobie: czego bym pragnął w takiej chwili? Moja dusza zabrudzona jest tyloma grzechami, za które nie otrzymałem jeszcze przebaczenia. Czy tak chciałbym stanąć na sądzie Bożym? Czy w godzinie śmierci będę miał przy sobie spowiednika? Przecież gdybym umarł nagle, poszedłbym do piekła. Nie będę więc zwlekał, ale natychmiast zmienię swoje życie, żeby odzyskać utraconą przyjaźń Boga i prawo do nieba.
Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się przecież z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy. Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości.
Jezu mój, oto widzę, że przeszłam przez wszystkie etapy życia za Tobą: dziecięctwo, młodość, powołanie, prace apostolskie, Tabor, Ogrójec, a teraz już jestem razem z Tobą na Kalwarii. Chętnie poddałam się ukrzyżowaniu i jestem już ukrzyżowana, choć jeszcze trochę chodzę, ale jestem rozciągnięta na krzyżu i czuję to wyraźnie, że płynie mi moc z krzyża Twego, żeś Ty sam moim wytrwaniem. Chociaż niejednokrotnie słyszę głos pokusy wołającej na mnie – zstąp z krzyża, ale moc Boża umacnia mnie; choć opuszczenia, ciemność i różne cierpienia uderzają o moje serce, jednak tajemnicza moc Boża wspiera mnie i umacnia. Pragnę wypić kielich aż do ostatniej kropli. Ufam mocno, że jeżeli Twa łaska wspierała mnie w chwilach ogrójcowych, to i teraz wspomoże mnie, kiedy jestem na Kalwarii.