Niech żyje + Jezus!
Jak prędko mogę się spodziewać szczęśliwego dnia, w którym nieodwołalnie ofiaruję siebie mojemu Bogu? On tak bardzo napełnił mnie myślą należenia całkowicie do Niego, która ukazała się mi w tak wspaniały i pełen mocy sposób, że, jeśli moje emocje miałyby trwać w obecnym stanie, nie mogłabym żyć poddana takiej ich intensywności. Nigdy wcześniej nie miałam tak płomiennej miłości ani pragnienia ewangelicznego życia i większej doskonałości – do której jestem wzywana przez Boga. To co odczuwam na tym punkcie jest prawie niemożliwe do wyrażenia w słowach.
Jednak, niestety! Moje postanowienie bycia bardzo wierną ogromowi miłości tego Boskiego Zbawiciela jest równoważone przez uczucie mojej niezdolności do odpowiedzenia na nią. Oh, jak bolesną dla miłości jest ta bariera niemocy! Jednak czemu tak o tym mówię? Postępując w ten sposób pomniejszam, jak mi się wydaje, ten dar Boga, który wzywa mnie do życia w doskonałym ubóstwie, w pokornym posłuszeństwie i w nieskazitelnej czystości.
(List do św. Franciszka Salezego, Annecy 1611, św. Joanna Franciszka de Chantal )
(Polub jako pierwszy) 
Ojcze, podczas tych rekolekcji zrobiłam takie postanowienie
Żyje się z dnia na dzień, ale nie ma nic straconego, nawet jeżeli się ma wrażenie, że się traci całe lata. Bossuet w swoim dziele „Elévations sur le Mystères” poświęcił dwadzieścia dwa rozdziały ofiarowaniu Jezusa w świątyni. Nauka łagodności i wzniosłości. W ostatnim rozważaniu powiada: „Symeon zabił w sobie przywiązanie do życia oddając się całkowicie Bogu”. Jakże wielka tajemnica zawarta jest w tym całkowitym wyrzeczeniu się życia wobec Boga. Ale przecież wcale go nie utracił. Stracony czas przygotował go do tego, by mógł przedstawić światu Chrystusa-Zbawiciela.
(1 głosów, średnio: 1,00 na 1)