Wielu przykra wydaje się ta mowa: Zaprzyj się samego siebie, weź krzyż twój i idź za Jezusem. O wiele przykrzej jednak będzie usłyszeć to ostateczne słowo: Odejdźcie ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny (Mt 25,41). Ci bowiem, którzy teraz chętnie słuchają słów o krzyżu i realizują je, wtedy nie będą się bać, słysząc o wiecznym potępieniu. Ten znak krzyża będzie na niebie, gdy Pan przyjdzie, by sądzić. Wtedy wszyscy słudzy krzyża, którzy się upodobnili do Ukrzyżowanego w życiu, przystąpią do Chrystusa sędziego z wielką ufnością. Dlaczegóż więc boisz się wziąć krzyż, przez który idzie się do królestwa?
W krzyżu zbawienie, w krzyżu życie, w krzyżu ochrona przed wrogami. W krzyżu wlanie słodyczy z wysoka. W krzyżu siła dla duszy, w krzyżu radość ducha. W krzyżu szczyt cnoty. W krzyżu doskonałość świętości. Tylko w krzyżu zbawienie duszy i nadzieja życia wiecznego.
Weź więc swój krzyż i idź za Jezusem, a będziesz szedł do życia wiecznego. Przeszedł On przed tobą, niosąc dla siebie krzyż, i umarł za ciebie na krzyżu, byś i ty niósł swój krzyż i chciał umrzeć na krzyżu. Jeśli bowiem z Chrystusem umrzesz, także z Nim żyć będziesz. A jeżeli będziesz towarzyszem cierpienia, będziesz także towarzyszem chwały. Oto na krzyżu wszystko się opiera, a na umieraniu wszystko spoczywa i nie ma innej drogi do życia i do prawdziwego wewnętrznego pokoju, jak tylko droga świętego krzyża i codziennego umartwienia.
(Naśladowanie Chrystusa [fragm.], Tomasz à Kempis)
(Polub jako pierwszy)
Później, Ojcze, jakby w wielkim ogniu, Jezus przemówił do mnie i powiedział: – “Szkołę świętych można odnaleźć w Krzyżu i w Eucharystii. To tu jest miejsce, w którym dusza jest nauczana, gdzie uczy się… tam gdzie cierpimy, gdzie kochamy… to tam dusza wycofuje się z ziemi… tam zbliża się do nieba… tutaj jest próbowana i nagradzana… tutaj jest oczyszczana i uświęcana… tutaj umiera by powrócić do życia i żyć…
Mój Boski Mistrzu, dokonałam wyboru!… Wolę cierpieć z Tobą aż do śmierci, niż cieszyć się choć przez chwilę z tymi, którzy Cię znieważają i opuszczają… Rozważyłam szeroką drogę… Oceniłam wartość nietrwałych bogactw tej ziemi… Zmierzyłam trwałość jej ulotnych przyjemności… Zbadałam jej próżne szczęścia i przemijającą chwałę. Widziałam te wspaniałe kwiaty, pod którymi rosną ciernie wyrzutów sumienia i rozczarowania z powodu cierpienia. Dzięki Twojemu Boskiemu światłu wszystko zrozumiałam!… I odwracając wargi od zatrutego kielicha, zawołałam z Mędrcem: Marność nad marnościami, wszystko na ziemi jest marnością, prócz miłości Boga i służenia Mu.
(1 głosów, średnio: 1,00 na 1)
Mój umiłowany synu, spiesz do Krzyża i módl się żeby Ten, który umarł na Nim dla ciebie, tak Cię oświecił, żebyś mógł w pełni poznać dwie rzeczy: Jego i siebie samego, i żebyś dogłębnie poznając swoje własne winy mógł wznieść się do Bożej słodyczy, powstając z miłości twoich błędów do Bożego miłosierdzia i odrzucając wszelki błąd.