Gdy weszłam za klauzurę, miałam w sobie więcej obaw niż zapału. Nie odczuwałam tej radości, jaka wprawiała w zachwyt inne siostry. Zgodziłam się na to życie chętnie i bez żadnej trudności, bo je wybrałam przez posłuszeństwo. Od tego czasu upłynął już cały miesiąc, a ten okres wydaje mi się tak krótki! Gdy się jest szczęśliwym, czas mija szybko. Tak jest i ze mną – dlatego tracę poczucie czasu.
Tak, Ojcze, mówię Ci to „tak”, jakby mnie zapytał sam Chrystus Pan. Doznaję takiego szczęścia, jakiego nigdy nie zaznałam ani w świecie, ani od czasu mego poświęcenia się Bogu. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, skąd się to bierze, bo mój stan wewnętrzny, że tak powiem, nic się nie zmienił. Zawsze ta sama oschłość, to samo przygnębienie, ten sam smutek i uczucie tak wielkiego lęku, że mnie nieraz opuszczają siły fizyczne i doznaję gwałtownego bólu serca. A jednak, Ojcze, idąc tą drogą, jestem przepełniona radością…
Moja modlitwa jest zawsze jednako oschła, bez żadnej pociechy. Muszę się zmuszać do pójścia na modlitwę, a jednak ta modlitwa pociąga mnie z nieodpartą siłą. Spędzam w chórze nie tylko większą część dnia, ale także i nocy… Zdarza mi się powracać do celi dopiero koło 3-ciej nad ranem [o 4-tej był dzwonek na wstawanie – przyp. red.]. Co prawda, zdarza mi się czasem zdrzemnąć w kaplicy, ale myślę, że Bóg mi wybaczy to lenistwo… Z góry cieszę się jak dziecko na te nocne czuwania. Byłaby to dla mnie wielka przykrość, gdybym musiała z nich zrezygnować. To mnie trzyma przy życiu! Ojcze! Proszę mi ich nie odbierać… Ojciec dobrze wie, że wybrałam ten rodzaj życia nie z własnej woli, ale przez posłuszeństwo. Toteż uczynię wszystko, co mi Ojciec powie!
(List do o. Honorata Koźmińskiego, 11.1860 [fragm.], bł. Angela Truszkowska)