Błogosławione zatem i wspaniałe wszystkie te męczeństwa, które dokonały się zgodnie z wolą Bożą. Musimy być dość pobożni na to, by uznawać, że wszystko jest w ręku Boga. Któż by nie podziwiał wielkoduszności męczenników, ich cierpliwości i miłości do Pana? Pod razami biczów, które rozdzierały ciało ukazując jego wewnętrzną budowę aż po najgłębsze żyły i arterie, oni trwali niewzruszenie tak, że i widzowie płakali nad nimi z litości.
Doszli do takiej mocy ducha, że nikt z nich nawet nie westchnął ani nie jęknął. Pokazali nam wszystkim, że w owej godzinie tortur wielkoduszni męczennicy Chrystusowi nie są już w ciele i że to raczej Chrystus jest właśnie przy nich i z nimi rozmawia. Toteż zapatrzeni w łaskę Chrystusa wzgardzili torturami tego świata. Nawet ogień nieludzkich katów był dla nich zimny, gdyż myśleli tylko o tym, żeby uniknąć nie gasnącego nigdy ognia wiecznego i oczami swego serca widzieli już dobra przygotowane dla tych, co wszystko zniosą, dobra, jakich ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć (1 Kor 2,9; Iz 62,4), lecz jakie Pan im ukazał, bo już nie ludźmi, lecz aniołami byli.
Podobnie i ci, których skazano na walkę ze zwierzętami, straszne znosili udręki. Rozciągano ich na ostrych muszlach i zadawano najrozmaitsze inne wyszukane tortury, by – jeśli to tylko możliwe – skłonić ich do zaparcia przez przedłużającą się mękę. Wiele sztuczek wymyślał przeciw nim diabeł, lecz dzięki Bogu nikogo z nich nie przemógł.
(Świadectwo męczeństwa św. Polikarpa, początek drugiej połowy II w.)
(Polub jako pierwszy)
(1 głosów, średnio: 1,00 na 1)
Jednego wieczoru kiedy trwałam na modlitwie [Jezus] przyszedł by przynieść pokój mojej duszy. Poczułam się całkowicie skupioną i znalazłam się po raz drugi przed Jezusem Ukrzyżowanym. Powiedział mi: „Spójrz córko, i ucz się jak kochać”, po czym pokazał mi pięć swoich otwartych ran. „Czy widzisz ten krzyż, te ciernie, te gwoździe, te sińce, łzy, rany, tę krew? Wszystkie one są dziełami miłości i to nieskończonej miłości. Czy widzisz jak bardzo Cię umiłowałem? Czy na prawdę chcesz mnie kochać? Najpierw więc naucz się cierpieć. To przez cierpienie uczy się kochać”.
Z jednej strony tak się czuję bardzo grzeszna i nędzna a z drugiej strony nie mogę powstrzymać uniesień gwałtownych do P. Boga. Widzę to, żem tak brudna, ale nie wiem skąd to, żem tak do Niego poufała. O Boże, jakże się lękam tej śmiałości! Znając siebie, jak bodaj trudność ciągnie mnie wstecz. Ale mi się zdaje, że ponad wszystko – wszystko musi być w swoim czasie: i dusza uniesiona i przepełniona miłością, i znów słaba i chwiejna, jak trawka uschła. O, tu się pokazuje, że Pan Bóg jest działaczem, a dusza umie wszystko tylko psuć… Tak… Boże!